Będąc w szpitalu zapewne czułaś się bezpiecznie - są lekarze, pielęgniarki, położne. W razie czego zawsze mogłaś nacisnąć czerwony guzik.
Pamiętam, że już samo ubieranie dziecka do domu w dniu wypisu ze szpitala napełniało mnie strachem - zaraz prócz męża nie będzie nikogo do pomocy. A jak się zakrztusi, przestanie oddychać, będzie płakać bez końca, a ja nie będę wiedzieć dlaczego? Co zrobię? Fajnie, jeśli ten mąż przy Tobie jest (nawet jeśli jest jeszcze bardziej zielony w tych sprawach niż Ty) - ale JEST...
Jeśli będziesz mamą samotnie wychowującą dziecko - to naprawdę Cię podziwiam - nie wiem jak to jest, mój mąż towarzyszy mi w mojej drodze macierzyństwa cały czas.
Bez względu w jakiej jesteś sytuacji: czy jesteś sama, z mężem, chłopakiem, czy też z całym tabunem babć i cioć "dobra rada", na pewno czujesz obawę jak teraz będzie i czy podołasz tak odpowiedzialnej roli jaką jest bycie MAMĄ.
Ale nie martw się, dasz radę, wierzę w Ciebie! :)
Dla nowo narodzonego maluszka najważniejszą osobą na świecie jest MAMA.
Jej zapach, głos, dotyk, kontakt "skóra do skóry", kiedy może znowu usłyszeć znajome bicie jej serca, to oprócz pokarmu najpotrzebniejsze rzeczy jakie potrzebuje. Teraz kiedy wszystko stało się inne, to jedyne bodźce dające mu poczucie bezpieczeństwa.
Z doświadczenia wiem, że bliskość od pierwszych chwil życia przekłada się na spokój maluszka. Śmiem nawet twierdzić, że poczucie bezpieczeństwa dziecka ogranicza kolki, niespokojny sen czy bezpodstawny płacz. Swoją drogą nie wierzę w istnienie tzw. "bezpodstawnego płaczu" - zawsze jest jakiś powód.
Jestem jedną z tych matek, które od pierwszej sekundy po porodzie chciałyby mieć dziecko przy sobie. Z każdym z moich dzieci przez pierwsze miesiące śpię w jednym łóżku. Nie zważam na głosy mówiące, że to niebezpieczne dla dziecka, niehigieniczne czy nieetyczne. Tylko raz popełniłam ten błąd i jedną z córek odkładałam w nocy do dziecinnego łóżeczka. Na szczęście więcej go nie powtórzyłam.
Dziecko do prawidłowego rozwoju potrzebuje uwagi rodzica od pierwszych chwil swojego życia. Głaskanie, delikatny masaż, śpiewanie, mówienie do niego dają mu pewność, że rodzic się nim interesuje. Maluch wycałowany, "wypierdziany" w każdą fałdkę rozwija się szybciej, jest radosny, bardziej kontaktowy.
Z racji posiadania sześciorga dzieci znam wiele mam, mniej lub bardziej doświadczonych.
A, że jestem typem "człowieka obserwatora" i uwielbiam przyglądać się ludziom, mam dużo powodów do przemyśleń i wyciągania wniosków.
Spotkałam mamy uprawiające "higieniczne" podejścia do relacji z dzieckiem. Wychodzą one z założenia, że jeśli jest ono najedzone, przewinięte i jest mu ciepło, to znaczy, że ma wszystko co niezbędne do życia. Przewinąć, nakarmić i odłożyć do łóżeczka. Tyle...
A ono płacze... czemu? przecież wszystko ma...
Płacz to jedyny sposób zakomunikowania przez dziecko jakiegoś deficytu. Głodu, braku komfortu, zmęczenia, potrzeby uwagi, bólu, złego samopoczucia.
Znam osoby, szczególnie "starej daty", które mówią : "Nie noś, bo przyzwyczaisz!" "Przyzwyczaiłaś, to masz!"
Serce mi się kraje, że takie osoby nie są w stanie zrozumieć, że małe dzieci naprawdę potrzebują noszenia, bujania i bliskości. To piękne, że mama czy tata nigdy im się nie znudzą. Że gdyby umiały mówić, to nigdy byśmy nie usłyszeli od nich: "Daj mi w końcu spokój, chcę pobyć sam!"
Zastanawiałaś się czemu dziecko uspokaja się na rękach?
Dlaczego noszone w chuście z reguły zasypia po kilkunastu minutach chodzenia?
Bo czuje się bezpieczne i kochane.
Dlatego od pierwszych dni, nie szczędź swojemu Maluszkowi czułości, uwagi, atencji, a szybko przekonasz się jak wiele korzyści przyniesie to i Jemu i Tobie.
Paradoksalnie przy wyjściu ze szpitala po szóstym porodzie otrzymałam tak fachową "Instrukcję obsługi", że aż postanowiłam ją poniżej zamieścić.
Super sprawa - miłej lektury.





Brak komentarzy:
Prześlij komentarz