3 cze 2017

Mamo, chcę zwierzątko

Stan na dziś: świnka morska i rybka...

Nie tak źle, jak na moje możliwości. Bo było już tak, że dom przypominał zwierzyniec. 
Oprócz dzieci uwielbiam też zwierzęta. Życie bez nich byłoby smutne.


Dzieciństwo kojarzy mi się z białym chomikiem syryjskim z czerwonymi oczkami. Kiedy umarł, zapłakana nie byłam w stanie go pochować - musiała pomóc mi koleżanka.

Zawsze mieliśmy psa - najpierw spaniel Dukat, potem kundelek Finka.
Zdarzyły się też jakieś myszki, które uciekły z terrarium i wygryzły dziury w ubraniach. 
Był też żółw, który chował się pod meblami i nie dawał znaku życia przez kilka dni.
Ptaszki ze złamanymi skrzydełkami, ślimaki. Uwielbiałam jeździć na wieś i sprzątać w oborze, czesać konie, zabijać pchły u szwendających się tam psów gospodarza. Dawało mi to dużą satysfakcję, wierzyłam, że zmieniam ich świat na lepszy ;)    ` 
Mama nie była zadowolona z faktu posiadania zwierząt, zawsze narzekała, że dzieci tylko pogłaszczą ,pobawią się, a obowiązki spadają na nią.

No cóż dzieci są tylko dziećmi i nie można od nich wymagać pełnej odpowiedzialności. Możemy uczyć je empatii, obowiązkowości, ale zawsze musimy pamiętać, że zdarzą się sytuacje kiedy to film, kolega czy gra komputerowa będą ważniejsze od psa, kota lub papużki.
Dlatego jeśli to Ty nie jesteś miłośniczką zwierząt, nie przyjmuj pod swój dach żadnego z nich. Staniesz się wtedy rozdrażniona, poirytowana, a Twoje dziecko będzie wysłuchiwać jakie to jest nieodpowiedzialne i nierozsądne, że "gdybym wiedziała, że wszystko będzie na mojej głowie, to nigdy bym się nie zgodziła" i takie tam.

Od razu mogę Ci powiedzieć: tak - wszystko będzie na Twojej głowie! 
Niestety etap posiadania zwierzątka musi chyba przejść każde dziecko. Gorzej jak masz ich sporo - dzieci. Nie pomoże słowne przekonanie, że starsza siostra miała już chomika jak byłaś malutka i nie można było wsadzić ręki do jego klatki, bo szczerzył wściekle swoje żółte zębiska. Nie pomoże fakt, że już jeden króliczek dostał padaczki i odszedł, a jak kupiliśmy drugiego (miniaturkowego), to po kilku miesiącach nie mieścił się do metrowej klatki i trzeba go było oddać do mini zoo na wybieg. Nie pomoże też bajeczka o dwóch szczurkach, które tłukły się ze sobą i wydzielały swój specyficzny aromat. Takich historii jest jeszcze wiele, ale mimo wszystko każde z dzieci pragnie mieć tego swojego pupilka, który będzie inny niż te nieszczęśliwe poprzednie, nie jego. Kończy się na bojowniku w szklanej kuli, w której woda robi się zielona i cuchnąca po dwóch dniach. Kto ją sprząta - ja ;)
    
To, że przez nasz dom przewinęło się wiele mniejszych i większych zwierzątek to moja zasługa, ponieważ opieka nad nimi sprawiała mi zawsze przyjemność (ciut mniejszą, gdy trafiałam na nieprzyjemne charakterki z typu gryzoniowatych) i satysfakcję, kiedy mogłam jakieś zwierzę uratować, choćby stając się zastępczą mamą dla trójki trzydniowych kociąt, które z najstarszą córką wykarmiłyśmy na dorodne koty. A łatwo nie było, buteleczka co trzy godziny (w nocy też, a jak!), masowanie brzuszków, termoforki zastępujące ciepło matki. Ale jaka radość. 

Zdarzały się też bardzo smutne chwile, kiedy musieliśmy oddać psa, bo u jednej z córek pojawiła się silna alergia, kiedy kot wpadł pod samochód albo z akwarium wyskoczyła rybka.
No cóż, takie życie...  Ale sądzę, że w każdym domu, w którym są dzieci, powinno być zwierzę. Uczy to wrażliwości i odpowiedzialności.                     

    



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz