3 cze 2017

Jak każde kolejne dziecko zmieniało moje życie

Każde z moich dzieci było wyczekiwane przeze mnie z wielką miłością, jednak każda kolejna ciąża zmieniła i przewartościowała moje życie i zmieniła mnie samą.

Przy pierwszym dziecku było cudownie. Tylko ONA i ja (mąż poszedł w odstawkę - to częsty błąd początkujących matek) ;) Całe dnie poznawałam moje dziecko, odkrywałam świat macierzyństwa krok po kroku, wspierając się rozmaitymi poradnikami. Byłam oczywiście lekko przerażona nie mając żadnego doświadczenia (nie licząc lalek, młodszej siostry i kuzynki na których ćwiczyłam w dzieciństwie przebieranie pieluch). Zdawałam się całkowicie na tzw. instynkt macierzyński, zew natury...
Pierwsza kąpiel, pierwszy uśmiech, pierwszy ząbek... To wszystko było dla mnie takie niesamowite.

Przy drugim czułam się już bardziej doświadczona. Tak!!! Teraz już jestem mamą na cały etat. Różnica wieku między córkami była nieduża, ale dawałam radę. Obiadki, przedszkole, dom - czułam, że wszystko mam pod kontrolą i jestem już prawdziwą mamą i żoną. Miałam przecież dwie ręce i dwoje dzieci - wszystko się zgadzało. Spokojne spacery z wózkiem w jesienne przedpołudnia, obok starsza córeczka zadaje mądre pytania: dlaczego liście spadają z drzew a niebo jest niebieskie? Czuję dumę, że kształtuję światopogląd młodego człowieka. 


Trzecie dziecko było przełomem. Wszystko stało się trudniejsze. Ubieranie, wychodzenie z domu, spacery, zakupy - wszystko było już inne. Zima, śnieg, kombinezony, rękawiczki, szaliki. 


Przykładowa sytuacja:

Jesteś już mokra zanim ubierzesz dwójkę, na koniec ubierasz najmłodsze, żeby się za bardzo nie spociło, bo przecież potem je przewieje. Na końcu w pośpiechu ubierasz samą siebie. Średnia przypomniała sobie, że teraz chce siusiu. "Ale mamo, przed chwilą jeszcze mi się nie chciało!" Do tego maleńka zaczyna bardzo się niecierpliwić, bo nakarmiłaś ją przed samym wyjściem i chce spać. Wkładasz ją z powrotem do łóżeczka - już w tym kombinezonie, czapce i rękawiczkach i rozbierasz średnią, która mimo, że jest niby starsza to ma dopiero 3 lata i dalej potrzebuje Twojej pomocy. Z wrzeszczącym i spoconym już dzieckiem wychodzisz na "spacer". Wózek i dwójka dzieci obok, do tego sanki - bo czemu nie?! 
"NIE KŁOĆCIE SIĘ! KAŻDA BĘDZIE SIEDZIEĆ NA SANKACH!"
I robisz za konia pociągowego - pchasz wózek jednocześnie ciągnąc sanki przymocowane sznurkiem wokół Twego pasa. Oczy dookoła głowy.

Po urodzeniu czwartego dziecka wpadłam w chwilową depresję po powrocie do domu. 

Było lato, mąż prowadził interes w innym mieście. Byłam sama. To był jedyny poród, który przeżyłam bez jego obecności. Nawet pępowinę naszego syna przecięłam sama (w asyście położnej oczywiście). To było dziwne - czułam się samotna i opuszczona, a jednocześnie nie chciałam niczyjej pomocy. Wiedziałam, że muszę zmierzyć się z tym wszystkim sama. To był naprawdę trudny okres w moim życiu. Wszyscy coś ode mnie chcieli - siusiu, kupa, piciu, jeść, spać, bawić się, przytulać, wyjść na dwór. Często płakałam... Ale przetrwałam. Ułożyłam sobie jako-taki plan dnia, mąż wrócił i odciążył mnie z części obowiązków. Daliśmy radę. Po roku sąsiedzi z okien widzieli taki widok: ja pcham wózek z rocznym synem w środku, trzymając jednocześnie dwa psy na smyczach, a wokół mnie trzy córki - jedna na rowerze, druga na rolkach, trzecia na hulajnodze. Ciekawy to był zapewne widok;)    
 Przy piątce dzieci było paradoksalnie łatwiej. Może to już rutyna i wydawało mi się to prostsze. W końcu przeżyłam to wszystko już cztery razy. Starsze dzieci zaczęły już bardziej pomagać przy najmłodszym rodzeństwie. Ja miałam więcej czasu dla siebie.
Czułam się już dojrzałą matką z bagażem doświadczeń. Dało mi to odwagę do podejmowania rewolucyjnych decyzji w naszym życiu. Jedną z nich było rozpoczęcie nauczania domowego moich dzieci. Byłam pełna optymizmu i energii do działania.

I wtedy właśnie dowiedzieliśmy się, że za parę miesięcy przywitamy naszego maleńkiego chłopca. Mimo, że na początku było mi bardzo trudno, wszystko ułożyło się wspaniale. 

Na tą chwilę mogę stwierdzić, że szóste dziecko jeszcze bardziej zbliżyło naszą rodzinkę. 
Jak to wpłynęło na mnie? Na pewno utwierdziło mnie w przekonaniu, że miłości się nie dzieli, a mnoży. Moją miłość rodzicielską pomnożyłam razy sześć. 

Mimo, że posiadanie takiej gromadki jest czasem trudne, jestem przeszczęśliwa i nigdy nie zamieniłabym mojego życia na inne - wygodniejsze. Będąc mamą realizuję siebie.             


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz